Pamiętam o Radomiu

Mija 40 lat od brutalnej pacyfikacji robotników w Radomiu. Przypominam sobie te czasy. Biedni, przestraszeni ludzie, którzy uciekali, jeżeli się chciało ich zapytać na ulicy: co się u was stało? Jeździłem do Radomia. Te wyjazdy nie były wyjazdami przyjemnymi, nie tylko dlatego, że czekał na nas przeważnie zawsze komitet powitalny w postaci funkcjonariuszy SB i milicji, ale także dlatego, że była atmosfera zastraszenia, biedy i beznadziei.
Spontaniczny ruch pomocy robotnikom powstał na bazie akcji przeciwko zmianom w konstytucji w 1974 r. i 1975 r. Studenci i intelektualiści. Niewielu ich było. Przede wszystkim środowisko studenckie. Warszawa zajęła się przede wszystkim Ursusem i poprzez Ursus dotarła do Radomia. W Gdańsku zaczęliśmy zbierać pieniądze: ja wraz z kolegami i koleżankami, którzy potem weszli do Ruchu Młodej Polski. Moi koledzy z Lublina? Zdzisław Bradel z KUL, którego poprosiłem, zaczął jeździć i szukał kontaktów za pośrednictwem księży. Nie było chętnych do tych kontaktów. Dwóch asystentów z Wyższej Szkoły Inżynierskiej, Jan Rejczak i jego kolega, którego nazwiska nie pamiętam, to byli jedyni, na których mogłem się oprzeć. Jeździłem do Radomia na ślepo, bo nikt z nas nie znał tam nikogo. Po trzecim takim wyjeździe poszedłem do sądu. Okazało się, że jest grupa z Warszawy, byli tam wtedy: Zofia Winawer, Jan Tomasz Lipski, Mirosław Chojecki, Antoni Macierewicz, Ludwik Dorn. Wchodziliśmy na sprawy jako obserwatorzy. W pewnym momencie wszyscy zostali zatrzymani oprócz Chojeckiego i mnie. Ludwik Dorn był bity na komendzie. Mirek Chojecki był potem kilka razy bity, kiedy go złapali. Ja uciekłem, a jego złapali, no to dostał także za mnie, podwójnie, w późniejszym czasie. Mi się upiekło, a dodatkowo udało mi się nagrać rozprawę na magnetofon. Nagranie trafiło do Jacka Kuronia. Niestety, kasety nie udało się odtworzyć. Podczas wielokrotnych wyjazdów do Radomia zatrzymywałem się u asystentów z radomskiej WSI.
Były oczywiście ścieżki zdrowia, straszne opowieści? Bito robotników. Bito także osoby, które przyjeżdżały na sprawy sądowe, stosowano przemoc. Dlatego do Radomia zaczęły jeździć poważane osoby: Jacek Kuroń, mecenas Siła-Nowicki, także Halina Mikołajska zdecydowała się pojechać, bo wydawało się, że kobiety bić nie będą. Poza tym Henryk Wujec, Jan Lityński, Zosia i Zbigniew Romaszewscy, Wojciech Fałkowski. W Radomiu było bardzo groźnie przez pewien czas. I kobiety też dostały. Ale istotne było to, że represjonowani ludzie mogli od nas otrzymać konkretną pomoc.
Był jeszcze inny sposób represji. Po raz pierwszy spotkaliśmy się z braniem do Ludowego Wojska Polskiego, jako rodzajem represji. Około 600 osób z całej Polski dostało wezwania, także Jacek Kuroń trafił w kamasze. Wciąż stosowano zatrzymania i aresztowania. Represje nie były już jednak skuteczne.
W Stoczni Gdańskiej w czerwcu zastrajkowały trzy wydziały oraz dwa zakłady w Pruszczu Gdańskim. Wyrzucono z pracy przynajmniej 67 osób, a 2 osoby aresztowano za przecięcie kabla elektrycznego w stoczni. Listę wyrzuconych za pośrednictwem Arama Rybickiego dostałem od Anny Młynik i Janusza Białacha, studentów Akademii Medycznej, którzy sprzątali w sądzie pracy. Anna Młynik znalazła na biurku prezesa sądu listę z adresami i ją przepisała.
Dotarły do KOR także informacje z Płocka. Był tam kierownikiem wydziału obywatelskiego i członkiem partii Wiesław Jasiński. Od niego Jarosław Kaczyński otrzymał informacje ilu było zatrzymanych i wyrzuconych z pracy. Jeżeli teraz słyszę głosy o Jasińskim ? członek partii itd., itp. ? to chociaż jest z innej opcji, chcę powiedzieć, że jego zasługa była duża.
Dlaczego powstał KOR? Otóż w pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że same nasze kontakty osobiste są za małe, zbyt nikłe, żeby zebrać odpowiednią ilość pieniędzy. Dodatkowo byliśmy pod lupą bezpieki. Dlatego zdecydowaliśmy: jak już działać to w sposób jawny, żeby wiadomo było, że byliśmy, a nie gdzieś zniknęliśmy. W KOR były dwie grupy. Pierwsza to starsi państwo, powyżej siedemdziesiątki, przeważnie działacze przedwojennego PPS, ale także szef Kedywu obszaru warszawskiego Józef Rybicki czy ksiądz Jan Zieja. Druga to byli młodzi. Brak było pokolenia 40- i 50-latków. Tu widać, że okres stalinowski zrobił wyrwę.
Reakcją na Radom było powołanie KOR i potem dalsze działania opozycji, które zakończyły się zwycięstwem. Bowiem po roku wszyscy ? a niektórzy mieli dziesięcioletnie wyroki więzienia ? na skutek nacisku społecznego niewielkiej grupy ludzi, zostali wypuszczeni. Co prawda za kratkami wylądowało później kilkunastu członków KOR. Ale władza poprzez swoje represje nas wzmacniała. Bo trzeba było się samemu bronić. Po czerwcu 1976 r. byli następni pobici, były aresztowania? I stworzył się ruch, który był podstawą powstania wielkiej ?Solidarności?. ?Solidarność? nie wzięła się z niczego. Dlatego Radom jest taki ważny i powstanie jawnej opozycji. To była kompletnie nowa formuła, która okazała się, ku zaskoczeniu wszystkich, skuteczna. W innej sytuacji, w okresie stalinowskim, jawne działanie byłoby samobójstwem.

1976 - Radom - arch - 47

Radom 1976 r., fot. archiwum

Zobacz także...